Ogłoszenie


#1 26-08-2012 19:24:12

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Uwaga!



Opowiadanie na podstawie filmów "Thor" i "Avengers" acz luźnie z nimi powiązane. Miałam dać opisy postaci, ale sobie daruję, polecam też obejrzenie owych filmów, by większość rzeczy była jasna.

Rozdział poprawiony
Prolog
Chłopak z niebieskiej poświaty


      Melissa Darthon przeczesała brązowe włosy dłonią, mrużąc swoje ametystowe ślepia i przeciągnęła się na czarnej, twardej sofie. Jedyne światło w pomieszczeniu biło od dużego, plazmowego telewizora naprzeciw. Naokoło było bardzo dużo kosztownych ozdób, zdecydowanie nie w jej guście. Collinsonowie nie mają co robić z pieniędzmi, tyle ich posiadają, pomyślała. Wróciła do oglądania, wsłuchując się w maksymalnie wyciszone dźwięki. Najświeższe reportaże, urywki walk. Superherosi. Władze mówiły, że to zmasowany atak terrorystyczny.
      Melissa nie wierzyła władzom. Nigdy.
      Tu, w Brokenwood, dopiero się o wszystkim dowiadywali. Zresztą, nikt nie wybrałby jako celu takiego małego, nic nie znaczącego miasteczka. Bo zajmowało ono swoją powierzchnią niecałe dwa kilometry i liczyło sobie siedmiuset dwudziestu dwóch mieszkańców, z przewagą osób po trzydziestym roku życia. Można by i zaryzykować stwierdzenie, że każdy zna każdego. Mieścina figurowała tylko na mocno zbliżonych mapkach obszaru, nie miała nawet zbytniej historii, bo była nowa. Liczyła sobie ledwo sto dwadzieścia lat. Stały tu jednak rządkiem stare kamieniczki, a dalej, znacznie nowsze, małe domki jednorodzinne. Znajdowała się tu też księgarnia, szkoła i park, stare boisko i staw, w którym można było się kąpać, bo nie nadawał się do hodowli, zaś drugi już tak. Za miastem stały ruiny zniszczonej fabryki papieru oraz jedna, duża farma zaopatrująca miasteczko. W Brokenwood był tylko jeden sklep monopolowy, apteka i jeden odzieżowy, po coś więcej należało jechać pół godziny do najbliższego z większych miast. Na obrzeżach stała wielka, bogata willa rodziny Collinsonów, którzy byli właścicielami niewielkiej, acz sprawdzonej firmy kosmetycznej. Istniał też stary komisariat, ochotnicza straż pożarna i dom burmistrza, zdziercy i złodzieja. Prąd był dostarczany z zewnątrz. Mieli też przystanek, gdzie bus kursował trzy razy. Rano, o szóstej, po szesnastej i o dziewiętnastej. W aptece znajdowała się mała lecznica, gdzie mieszkał doktor.
      Na krótszą metę, Brokenwood było samowystarczalne.
      Melissa miała dwadzieścia lat. Była jedną z nielicznych młodych osób w miasteczku i dorabiała, jako niania dwójki dzieci najbogatszych ludzi w mieście. Bo Collinsonowie, zdarzało się, nie bywali w domu nawet na noc. Dziewczyna lubiła dzieci, dzieci lubiły ją. I dostawała niewyobrażalną wręcz pensję – dwieście dolarów. Za dzień. Już dawno utwierdziła się w przekonaniu, że ta rodzina nie ma, gdzie wydawać. A pieniądze odkładała, bo mogły jej się przydać później.
      Brązowowłosa śledziła wzrokiem ludzi na ekranie, szczególnie zainteresowana bohaterami. Chciałaby być taka, jak oni. Podziwiana, zauważana. Potrzebna komukolwiek. A nawet jeśliby zginęła, to ktoś by o niej pamiętał i odwiedzał grób, choćby symboliczny. Bo Melissa nie miała nikogo. Porzucona w dzieciństwie przez matkę, błąkała się po rodzinach zastępczych, póki nie trafiła pod skrzydła ciotki z Australii. Ale polegało to tylko na comiesięcznym przysyłaniu pieniędzy. Gdy zaczęła studia, zerwała z nią kontakt. Zaczęła dorabiać jako niańka u bogaczy, więc mogła sobie na to pozwolić.
      Szczęk zamka i błysk światła. Fioletowooka syknęła, przysłaniając oczy.
      Do salonu ociężale wkroczył, sapiąc, mężczyzna w szarym garniturze i nie pasującym do niczego, różowym, rozpiętym krawacie. Na jego dość uwydatnionym brzuchu, marynarka trzymała się tylko na jednym guziku. Miał krótkie, blond włosy przyprószone siwizną. Na czubku były one widocznie przerzedzone przez łysinę. Mężczyzna rzucił niedbale teczkę w kąt i otarł czoło chustką. W końcu zauważył dziewczynę.
- Witaj, Melisso – zachrypiał.
- Dobry wieczór, panie Thomasie – odparła dziewczyna, wyłączając telewizor. – Moja praca skończona, wracam do domu – odpowiedziało jej tylko kiwnięcie i odsapnięcie, kiedy mężczyzna opadł na fotel. Szatynka zarzuciła na ramię swoją torbę i szybko wyszła. Było już na pewno po dziesiątej, gdyż drogę oświetlały jedynie stare lampy, stojące co kilkanaście metrów.

…•♥•…


      Loki z jękiem wciągnął się na schody. Wziął głęboki wdech ustami, krzywiąc się pod naporem bólu. Wątpił, aby miał jakieś złamania, ale był poobijany. Wszystko go bolało i chciało mu się płakać. Ale nie mógł płakać. Źli nie płaczą. Bo on jest zły, prawda? Stęknął i splunął krwią zniesmaczony. Ogółem wyglądał żałośnie. Cały w kurzu i krwi, rozdarte gdzieniegdzie ubrania, włosy w całkowitym nieładzie. Miał do tego rozciętą wargę, ranę na nosie i siniec na czole. Efektu dopełniała umazana brudem i krwią twarz. Charknął, wypluwając znów czerwoną ciecz wymieszaną z krwią i spojrzał na stojących nad nim Avengersów. Uśmiechnął się krzywo, ściskając coś kurczowo.
- Jeśli jeszcze można, to poproszę tego drinka – powiedział cicho. Odpowiedziało mu warknięcie, nie skupił się jednak na tym. – Nieważne zresztą. Żegnam! – Zaśmiał się i nagle rozbłysło błękitne światło portalu.
      Wrzaski.
      Loki dał się wciągnąć sile. Krzyki „bohaterów” stawały się coraz odleglejsze, aż zniknęły. Bóg westchnął, pozwalając tunelowi na wysysanie resztek jego mocy. Odzyskanie jej zajmie sporo czasu. W sumie, to nie wiedział czy chociażby przeżyje.

…•♥•…


      Kiedy nad głową Melissy przeleciała duża,  błękitna smuga i uderzyła w park po jej lewej stronie, dziewczyna wydała z siebie przerażony wrzask. Cofnęła się kilka kroków w tył, potknęła o zejście z chodnika i upadła na jezdnię, obijając sobie tyłek. Mogła tylko dziękować bogu, że o tej porze nikt nie jeździł po mieście. Wpatrywała się pusto w wiecznie otwartą, starą furtkę, aż poświata nie przygasła całkowicie. Wtedy dopiero odważyła się podejść na czworakach do bramy i wstać z jej pomocą. Bała się, ale ciekawość wzięła górę. Melissa ruszyła powoli żwirowaną, upstrzoną gdzieniegdzie chwastem aleją. Mijała zadbane klomby, drzewa, ławki i przygasające lampy. Skręciła w jedną z bocznych uliczek tuż przed wielkim, rozłożystym dębem.
      Ponoć drzewo to, jako jedyne, przetrwało wycinkę lasu, gdy budowano Brokenwood. W sumie chyba i od tego ta nazwa.
      Znalazła krater. Zbliżyła się do niego, lawirując między drzewami i wytężyła wzrok. Ziemia, kamienie i nieliczne roślinki wewnątrz wyglądały jak po pożarze. I parowały do tego. Po środku jednak już nie. Tam leżało coś czarnego i ludzkiej sylwetki.
      Melissa dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że wygląda jak idiotka, a owe coś mierzy ją smutnym, jadeitowym wzrokiem. I, że próbuje ten smutek kryć ironią. Dziewczyna szybko zjechała na butach w dół krateru i uklęknęła przy nim.
- Kim jesteś? – zapytała głupio, nie wiedząc, co zrobić. Mężczyzna skrzywił się, splunął krwią, co wywołało natychmiastowe odsunięcie się i pisk dziewczyny. Ten tylko uśmiechnął się i charknął trudem:
- Kosmitą, a co? – Oddychał płytko i lśniły mu oczy. Jakby miał się rozpłakać.
- A tak naprawdę? – zapytała, odgarniając czarne, zlepione krwią kosmyki z jego czoła. I na chwilę przestała oddychać. Mimo, że taki poturbowany, mężczyzna był po prostu piękny.
- I tak mi nie uwierzysz – syknął, odwracając głowę.
- Co ci się stało i skąd się tu wziąłeś? – zapytała znów.
- Nie uwierzysz – powtórzył.
- Oczywiście. Mam przed sobą faceta, który jak jakiś meteor walnął w park tuż pod moim nosem. Wygląda jakby przeszedł piekło i ciągle upiera się, że mu nie uwierzę. Znasz?
- Nie ufam ci – prychnął.
- Taaa… Tylko, że jesteś jakby na moją łaskę zdany – odpowiedziała Melissa. Patrzyli sobie w oczy chwilę, aż dziewczyna odwróciła rumiana wzrok i mamrocząc coś, o zbyt miękkim sercu, wstała. Przełożyła ręce mężczyźnie pod pachami i skrzyżowała na jego piersi, po czym zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia z krateru. Po kilku minutach mocowania się z miękką ziemią, ułożyła go na trawie i sama na niej siadła, sapiąc.
- Bolało – stwierdził czarnowłosy, nadal leżąc.
- Bądźże cicho! – jęknęła dziewczyna. – A tak w ogóle, jak masz na imię? – zapytała głupio, przypomniawszy sobie o tym drobnym szczególiku. Czarnowłosy skrzywił się i znów splunął krwią.
- Możesz mówić mi Loki, jeśli jakoś musisz – westchnął.
- Dobra, panie nordycki bogu kłamstw, wziąć cię do szpitala? – zapytała z ironią w głosie. Rozważała tę opcję, ale mogła się ona okazać niekorzystna. Paskudny grymas wykrzywił jego twarz.
- Do szpitala nie. Już mnie lepiej tu zostaw – stwierdził. Melissa westchnęła i wzięła go pod ramię, powoli wstając. Pisnęła, czując jak cały ciężar mężczyzna opiera na niej, zupełnie bezwładnie.
      A mogła ćwiczyć na zajęciach…

…•♥•…


      - JAK TO: ZWIAŁ?!
Natasha przetoczyła się między stołem, a powalonym biurkiem, najszybciej jak mogła, a i tak wazon ciśnięty przez Fury’ego o mało nie trafił. Zaklęła szpetnie.
- Czy z nim na pewno w porządku? – zapytała cicho, skulonego Bannera. Naukowiec tylko wzruszył ramionami.
- BYŁ WYCIEŃCZONY! – W ich stronę poleciała fala długopisów. Czarnoskóry agent dyszał ciężko.
- To ja go spróbuję namierzyć… - jąknął się Stark i szybko wybył z pomieszczenia. W jego ślady niemal natychmiast poszła reszta.
- Jeśli masz zamiar szukać śladów magii, uprzedzam od razu, nie uda się to – westchnął Thor. – Kamień teleportacyjny wyssał z niego całą moc.
- To źle? – zapytał Steve.
- Nikomu nie grozi, ale go nie znajdziecie. Chyba, że zrobicie to, co ostatnio – odpowiedziało mu kręcenie głowami. – Właśnie… Ślad! Znajdźcie jego ostatni ślad, tam powinien być! – ryknął blondyn.

…•♥•…


       Melissa podziękowała w duchu, że mieszka blisko parku. Ciągnięcie praktycznie na plecach, o głowę wyższego mężczyznę, nie należało do rzeczy łatwych. Kiedy wreszcie przywitała ją zieleń ścian salonu i mogła usadzić gościa na jasnej sofie, poczuła ulgę. Ona i jej plecy. Przez chwilę łapała oddech, myśląc.
- Przydałoby się ciebie umyć… - wymruczała, rumieniąc się. Mężczyzna tylko się zaśmiał i zdjął powoli, z trudem płaszcz, widocznie sam zdziwiony faktem, że może się ruszać. Melissa przełknęła ślinę i cała czerwona zaprowadziła Lokiego do łazienki. Usadziła mężczyznę na krawędzi białej wanny i zaczęła nalewać ciepłej wody wraz z mnóstwem mydła.
      Piana. Chodziło jej o jak najwięcej piany.
      - Um, rozbierzesz się sam? – zapytał niepewnie.
- Z bluzkami mi możesz pomóc. I butami – westchnął Loki. Chwilowo postanowił grać potulnego. No, bo skoro okazano mu łaskę, ot tak? Gdy zdejmował spodnie z bielizną dziewczyna stała tyłem, pozwalając się uczepić ramienia. Dopiero, kiedy plusk oznajmił, że mężczyzna jest w wodzie, odważyła się odwrócić. Na szczęście piana zakrywała to, co powinna. Dziewczyna wzięła szampon, po czym zaczęła powoli myć jego włosy, następnie twarz i barki. Posykiwał cicho, kiedy natrafiała na ranę.
      -Tu masz ręczniki… Dasz radę? Ja skombinuję ci coś do ubrania. – Odpowiedziało jej kiwnięcie. Melissa wyszła z łazienki i dwoma susami pokonała jasne schody. Weszła w pierwsze drzwi na prawo, zaczęła grzebać w jasnej szafie. Znalazła dwa razy za dużą na siebie bluzkę bez rękawów i spodenki. Szatynka uwielbiała za duże ubrania. Szybko zbiegła na dół i weszła do łazienki, uprzednio pukając.
      Loki siedział na ziemi, z ręcznikiem na biodrach. Po jego idealnej sylwetce spływała woda kapiąca z włosów. Fioletowooka westchnęła, po czym wzięła kolejny ręcznik, który założyła mu na włosy. Drgnął zaskoczony.
- Ubierz się – powiedziała cicho, podając mu rzeczy. Ten tylko powoli, podtrzymując się ściany ubrał spodnie. Leżały jak ulał. Z bluzką już mu pomogła. Ta była nieco długawa, ale nie wisiała na nim. Melissa zajęła się opatrywaniem jego ran. Sińce smarowała maścią, ranę na nosie zakleiła plastrem, wargę polała wodą utlenioną, a płytkie, choć długie cięcie na ramieniu obwiązała bandażem. Później tylko zrobiła mu kanapki i kakao, po czym mężczyzna zasnął na kanapie.
      Dziewczyna westchnęła ciężko i zniosła z góry poduszkę z kocem. Okryła Lokiego, układając mu Jaśka pod głowę, po czym westchnęła ciężko. Może i ma wakacje, ale świr nieznanego pochodzenia na głowie…
      To może być ciekawe.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#2 26-08-2012 19:59:21

 Khaazara

Forumowy Sucharek

43894731
Skąd: Krymtataria
Zarejestrowany: 08-07-2012
Posty: 255

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

,,Miała asa." Czy to ja jestem taka tępa, czy po prostu Loki na to jedno zdanie zmienił płeć?
,,Wzrokiem taki, że dziewczynie aż serce zaczęło krwawić." Chyba zjadłaś 'm' w drugim słowie.
,,Napomni rad poszli do pracowni Starka i Bannera po czym uruchomili skanery." Nie wiem o co chodzi. Czy nie powinno być raczej ,,niepomni"?
Poza tym, określiłaś Lokiego mianem chłopaka. A to już w pełni dorosły, rozwinięty mężczyzna jest i raczej tak się go powinno tytułować. No i szacun, że go na plecach uniosła. Zwłaszcza nieprzytomnego.  Ja takie rzeczy tylko po pijaku jestem zdolna zrobić xD"
Tak ogółem, to nie lubię Lokiego. To znaczy, kocham jego mitologiczną wersję a komiksowa przy tamtym złu wypada po prostu blado, dlatego nie jest jedną z moich ulubionych postaci. Za to od maleńkości podkochiwałam się w Sokolim Oku, Iron Manie i Kapitanie Ameryce. Więc tematyka tego ficka trochę mi nie po drodze z gustami, ale nie oznacza to, że od razu jest to dla mnie złe zło czy coś w tym stylu. Następne części na pewno chętnie przeczytam, bo pomysł może nie jest najambitniejszy ze wszystkich możliwych, ale jeśli dobrze poprowadzisz tą historię, to może być ciekawie Ogólnie rzecz biorąc, odwaliłaś kawał dobrej roboty i mam nadzieję, że starczy ci sił i chęci aby pociągnąć to do końca.

Ostatnio edytowany przez Khaazara (26-08-2012 20:26:04)


Can't learn to do something well?
Enjoy doing it poorly!

Offline

 

#3 26-08-2012 20:06:55

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Khaazie niewiele błędów Ci wymieniła, ale ja jestem z natury leń i prędzej sam Ci je poprawię nim wypiszę xD
W ogóle, Khaazie, rozgadana się ostatnio zrobiłaś...

Ok, treść... eee... ja i tak nie bardzo wiem, o co tu chodzi, tez mnie Loki jako "chłopak" zdziwił, ale ogólnie nie jest źle, nawet dobrze albo i lepiej xDDDD Dalej pls =w=


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#4 26-08-2012 20:28:52

 Khaazara

Forumowy Sucharek

43894731
Skąd: Krymtataria
Zarejestrowany: 08-07-2012
Posty: 255

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Bo ja błędów wcale nie szukałam. To tylko tak przy okazji, z tego co zapamiętałam xD" A rozgadana się zrobiłam, bo mam akurat taki dzień .x.


Can't learn to do something well?
Enjoy doing it poorly!

Offline

 

#5 26-08-2012 20:35:26

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Khaazara napisał:

Bo ja błędów wcale nie szukałam. To tylko tak przy okazji, z tego co zapamiętałam xD" A rozgadana się zrobiłam, bo mam akurat taki dzień .x.

Omnomnomnomnom. Ja też przy okazji xDD Nie szukam nigdy błędów.


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#6 26-08-2012 22:51:13

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Nie spamcie bo przyjdzie admin...!

...

...

Fak, ja jestem adminem o.o


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#7 26-08-2012 23:00:01

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Marqueree napisał:

Nie spamcie bo przyjdzie admin...!

...

...

Fak, ja jestem adminem o.o

ja też!! i do tego księciem xD Pokłoń się


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#8 27-08-2012 12:49:42

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

A ja będem ta zUa i ci się nie ukłonię tylko strzęle nowym rozdziałem =w=

Aha! I to nie jest Sylvie, że rozdziały zawierają po tysiąc słów. Te są krótkie, bo nie mam weny, o! =w=

Wytknięcie błędów mile widziane =3=

Rozdział poprawiony
Rozdział pierwszy
Problem na problemie problemem poganiany



     Melissa siedziała w jasnym fotelu, dzierżąc w dłoniach żółty kubek, do połowy wypełniony parującą jeszcze kawą. Cztery zielone ściany zdążyły jej zbrzydnąć w ciągu nieprzespanej nocy.
      Powód jej niewyspania i rozdrażnienia spał na kanapie i twierdził, że nazywa się Loki. Fioletowooka wiedziała doskonale, skąd pochodzi to imię, była miłośniczką mitologii nordyckiej. Właśnie dochodziła siódma rano i bynajmniej nie zanosiło się na to, że zdrzemnie się choć przez chwilkę. Miała oczy i umienie. Widziała wszystkie śladu uderzeń. Na plecach, brzuchu… Możliwym były jakieś wewnętrzne obrażenia, powodujące na przykład plucie krwi. Dlatego Melissa wolała nie spać. Żeby się przypadkiem nie wykrwawił w męczarniach. Choć to było mało prawdopodobne, dziewczyna należała do osób przezornych. Poza tym, nieprzespana noc była idealnym momentem przemyśleń. Wiedziała, że to głupie, ale postanowiła go zapytać, kim jest.
       Kiedy leżąca na stole komórka rozbrzmiała melodią „Haloween” Marylina Mansona, serce podskoczyło jej do gardła. Po prostu, nie była na to przygotowana po całej nocy ciszy. Odebrała natychmiast:
- Haloo? Melissa? – rozbrzmiał w słuchawce znajomy jej, wysoki głos. Mimowolnie się skrzywiła.
- Dzień dobry, pani Margaret. Pomóc w czymś? – dziewczyna starała się brzmieć naturalnie, nieprzyzwyczajona do sterczenia całą noc w jednej pozycji. Poza tym, lubiła dzieci Collinsonów, ale ich rodziców już nie.
- Cóż, tak. Mąż wyjeżdża, ja wyjeżdżam, każdy w ważnej sprawie – O ile kochankowie są tacy ważni, pomyślała.
- I rozumiem, że dziećmi się nie ma kto zająć? – brązowowłosa weszła jej w słowo.
- Ależ ma. Ty – zaświergotała kobieta. Fioletowooka skrzywiła się z niesmakiem. Co za ludzie, dzieci obcym podrzucać, do jakiegoś dwudziestolatka sobie jechać.
- Ale…
- Spokojnie. Na twoje konto wpłyną trzy tysiące dolarów. Powinny starczyć na ten tydzień, prawda? – Melissa skrzywiła się. Sumka bardzo ładna, dzieci też lubi, ale… Collinsonowie nie mają, co robić z pieniędzmi.
- Dobrze – odparła machinalnie. Więcej nie mogła już powiedzieć, przez pikanie oznajmujące, że rozmówczyni się rozłączyła. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, w co się wpakowała.
- O cholera… - syknęła cicho. Obcy, podający się za boga facet plus dwójka małych diabłów na głowie. Lepiej być już nie mogło, czyż nie? Mogło. Melissa wiedziała, że mogło. Wiedziała, że ona, mała, szara, nic nie znacząca Melissa Darthon będzie miała problem z opanowaniem burdelu, który powstanie. Z ciężkim westchnieniem odłożyła komórkę na szklany blat stołu.
      Zadrżała, czując na sobie przeszywające spojrzenie.
      Powoli odwróciła głowę, napotykając zaciekawiony, jadeitowy wzrok. Ciarki wywoływał jego sposób patrzenia. Nie tylko ciekawski. Ten wzrok przeszywał, przebijał na wskroś. Miało się wrażenie, że widzi wszystko. Twoje myśli, czyny, marzenia. Fioletowooka pierwsza odwróciła wzrok. Pierwszy raz w życiu. Mężczyzna parsknął i spojrzał w sufit, splatając sobie ręce pod głową.
- A więc… Twierdzisz, że nazywasz się Loki?
- Ta.
- Jesteś bogiem?
- I Lodowym Gigantem.
- Ahaaaaaa…
- Nie wierzysz mi.
- Nie, skądże! Mam na kanapie rannego, niezrównoważonego boga, któremu czasem odbija i zmienia się w wielkiego bałwana! Jasne, że ci wierzę!
- Zamknij się, kobieto! – Na twarzy Melissy wylądowała poduszka, sam czarnowłosy zniknął pod kołdrą.
- Mam imię i bynajmniej nie jest to „kobieta”! – odparła brunetka, odrzucając jaśka na kanapę.
- To super. Żebym ja je jeszcze znał! – rozległ się tłumiony przez kołdrę głos Lokiego.
- Melissa – bąknęła cicho dziewczyna. Kołdra zaczęła się poruszać, a po chwili spod niej wyłoniła się głowa zaopatrzona w czarną czuprynę i jadeitowe ślepia.
- Imię masz akurat ładne – stwierdził i znów zagrzebał się pod okryciem. Tym razem wciągnął do środka i poduszkę. Fioletowooka parsknęła i bez słowa ruszyła do kuchni. Tuż po przekroczeniu progu przywitała ją czekoladowa barwa ścian i meble w kolorze herbaty. W kuchni pachniało orzechami Macadamia. Melisa zaczęła robić kanapki.

…•♥•…


      Stark wpakował do ust kolejne ciastko, zawzięcie machając rękami przy hologramowych ekranach. Praktycznie to samo robił Banner, różnicą było to, co jadł. A jadł landrynki. Nagle wielki, czarny ekran pośrodku zajaśniał, wskazując coś. Mapa z satelity szybko się powiększyła, zapiszczał czerwony punki i zgasł. Potem jeszcze dwa razy i już się nie odezwał.
- Co to było?! – wrzasnął Clint.
- Loki. Był i się zmył – odparł beztrosko Tony. – Wie ktoś, co to za wiocha, to „Brokenwood”? – zapytał po chwili.
- Nie, ale rozumiem, że tam lecimy? – Natasza wstała.
- Taaaa…
- I co? Po domach będziemy jak z kolędą chodzić? – zerwał się Rogers. Stark spojrzał na kapitana.
- Ty wiesz, że to niezły pomysł? – Geniusz wpakował kolejne ciastko do ust.

…•♥•…


      Melissa przełknęła ostatni kęs kanapki i sięgnęła po herbatę. Loki siedział i czytał książkę, którą wygrzebał spod materaca. Lektura go niesamowicie pochłonęła.
      Dzwonek do drzwi. Dziewczyna westchnęła ciężko, wstając. Mężczyznę za to tak pochłonęła lektura, iż na irytujący, piskliwy dźwięk podskoczył w miejscu, wciągając gwałtownie powietrze do płuc. Szatynka otworzyła drzwi i niemal natychmiast została powalona na ziemię. Stęknęła głucho, gdy zaryła plecami w dywan i spojrzała na sprawcę. A właściwie na sprawców. Na niej leżała brązowooka blondyneczka w niebieskiej sukience. Falowane włosy dziewczynki były związane w kucyk. Chłopiec leżący na jej plecach również był brązowookim blondynkiem. On był ubrany w brązową bluzkę i zielone spodenki.
- Siema, diablęcia – stęknęła kobieta, spychając dzieci z siebie. – Emilly, Daniel, tak się nie robi! – jęknęła, wstając za pomocą stołu. Całej scence przyglądał się Loki z głupim uśmiechem.
- Zabijecie ją kiedyś! – zabrzmiał rozbawiony, dziwnie wysoki głos. W drzwiach stała wysoka kobieta o szarych oczach. Włosy miała farbowane na turkus i róż, usta zaakcentowane ostro czerwoną szminką. Była ubrana w kusą sukienkę, zdecydowanie za krótką i ze zdecydowanie za dużym dekoltem. Zmarszczki na twarzy szacowały jej wiek na, co najmniej, czterdzieści lat. I właśnie tyle miała Margaret Collinson. Jakiś goryl w garniturze wniósł dwie walizki i zniknął.
- A więc… - Wzrok bogaczki prześlizgiwał się po pomieszczeniu. – Och… - westchnęła, kiedy wyłapała Lokiego. Uśmiechnęła się, zatrzepotała zalotnie rzęsami i cmoknęła w jego stronę. Czarnowłosy skrzywił się i pozieleniał na policzkach, po czym, po raz kolejny tego dnia, czmychnął pod kołdrę, kuląc się. Spod kołdry słyszał ich rozmowę. Po krótkiej wymianie zdań brzydula została wyproszona. Błogosławiona cisza! Ale świat to nie bajka.
      Coś skoczyło na niego z wrzaskiem. Dwa Cosie, gwoli ścisłości. Wrzasnął i zaczął się kręcić aż ciężar nie ustał. Wystawił głowę. Melissa trzymała dzieciaki pod pachami i coś im cicho tłumaczyła, po czym postawiła na podłodze. Dzieci niemrawo zajęły fotele naprzeciw Lokiego.
      Brązowowłosa westchnęła. Dwa diabły razem, równa się Armagedon. Nie przeżyje tego. Szybkim krokiem ruszyła w stronę jasnych drzwi z wyskrobanym „Pracownia Artysty” i weszła do pomieszczenia. Drzwi zostawiła uchylone. Było cicho. Zbyt cicho. Szybko wzięła kartki i przybory, a potem wróciła. Dzieci gapiły się na Lokiego, Loki na dzieci. Nie zauważyli jej.
- Bum! – wrzasnęła. Dzieci w pisk, a czarnowłosy złapał się za serce.
- Chcesz mnie zabić, kobieto?! - krzyknął.
- Nie mam na imię „kobieta” – parsknęła Melissa, rozkładając przyniesione rzeczy. Dzieci od razu wzięły się za bazgrolenie, ona też, uprzednio spychając nogi Lokiego dalej na kanapę i zajmując ich miejsce. Mężczyzna siadł, gapiąc się jej przez ramię. Kilka kresek, kółek z początku wyglądających niesfornie, szybko zaczęły się zmieniać w piękny rysunek dziewczyny ze skrzydełkami. Aż go coś złapało. Siadł normalnie, sięgając po kartkę i ołówek. Przecież potrafi rysować, no! Rysował powoli, z początku samemu nie wiedząc, co. Po chwili zaczęło się to przeobrażać w rogatego węża.
- Ładne – stwierdziła Melissa, pogrubiając główne linie swojego rysunku cienkopisami i sięgnęła po kredki.

…•♥•…


      Anthony Stark przeczesał włosy i założył hełm, wchodząc na pokład odrzutowca.
- To lecim. Dane macie już w bazie – powiedział i siadł obok Bannera, zakładając nogę na nogę.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#9 27-08-2012 15:19:13

 Khaazara

Forumowy Sucharek

43894731
Skąd: Krymtataria
Zarejestrowany: 08-07-2012
Posty: 255

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

,,– Prze pana, ja nadal nie wiem, jak masz na imię." Kochana, jak się używa formy per ,,pan" to już do końca wypowiedzi. ,,Prze pana, ja nadal nie wiem, jak ma pan na imię." Albo tak, albo zrezygnuj z tego ,,prze pana".
Reszty się czepiać nie będę, bo mi się oczy dziwnie kleją i nie mam na to siły (aczkolwiek jeszcze kilka błędów znalazłam). Rozdzialik w sumie zacny, jest ciekawy ale o wiele za krótki by cośkolwiek więcej o nim powiedzieć (jako o rozdziale). Pisaj dalej


Can't learn to do something well?
Enjoy doing it poorly!

Offline

 

#10 27-08-2012 15:35:14

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Tego 'prze pana' to sobie akurat wypraszam bo tak miało być =w=

Każdy ma swój styl pisania, ja też cem.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#11 27-08-2012 15:39:19

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Mój styl pisania jest ponoć niepodrabialny xDDDDDD Szczególnie jak piszę ręcznie


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#12 31-08-2012 10:53:41

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

=w=

Rozdział poprawiony
Rozdział drugi
Królewna i naleśniki. Powiedz "Proszę".



     Melissa westchnęła, odrywając się od rysunku. Zerknęła na Lokiego kątem oka.
- Twoje ubranie – powiedziała nagle.
- Co?
- Twoje ubranie jest tak brudne, że zaraz nóżek dostanie – odparła.
- To szerokiej drogi… - Dziewczyna warknęła. Mężczyzna ją po prostu olał, no!
- Uprać ci czy w moich będziesz chodził? – Ta, poddała się. No, bo cóż zrobić z takim?
- Jak chcesz – olewanie „mode on”. Odpowiadał jej tak sobie, żeby mu tylko spokój dała.
- Usz… dobra, upiorę ci, księżniczko. Ale buty myjesz sobie sama – warknęła zirytowana, rzuciła do dzieci coś w stylu „rysujcie dalej” i skierowała się do łazienki. Do Lokiego dopiero po chwili dotarło, jak go nazwała.
- Dziękuj bogom, że nie mam mocy! – wrzasnął.  Rumieniec wściekłości i zawstydzenia jednocześnie wpełzł na jego twarz. Jak ona śmiała go tak nazywać?!
- Nie złość się, księżniczko. Złość piękności szkodzi! – dobiegł go bardzo rozbawiony głos Melissy. Krzyknął tylko coś, rumieniąc się bardziej i parsknął. Bezczelna…! Ale na swój sposób było to miłe. Zawsze ktoś odnosił się do niego, jak do pana, bądź wroga numer jeden. Nikt nie odważył się nazwać go w ten sposób. Swobodnie z nim rozmawiać.
- Księznicka! – zaseplenił chłopiec, śmiejąc się. Zawtórowała mu siostra.
- A wy bądźcie cicho, krasnale jedne! – syknął w ich stronę. Wywołało to tylko kolejną salwę śmiechu. Loki jęknął głucho, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Nadal czerwony wrócił do rysunku.
      Melissa wrzuciła czarnozielony strój do pralki i włączyła ją. Westchnęła, po czym wróciła do salonu, kierując się do kuchni. Spojrzała jeszcze na czarnowłosego.
- Wiesz, ładnie ci w tych rumieńcach – zaśmiała się. Mężczyzna tylko zawarczał coś niezrozumiale, nie odrywając się od rysunku. Gdy tylko zniknęła w następnym pomieszczeniu, dzieciaki zerwały się i poleciały za nią. Wystraszony czarnowłosy wskoczył na kanapę z piskiem, a potem rozejrzał się zdezorientowany. I wściekły. Na prawie skończonym, dopieszczonym rysunku przedstawiającym Jormuganda, widniała czerwona, gruba krecha. A czerwone miały być tylko oczy, no! Zły i obrażony wstał gwałtownie, przewracając kubek pełen kredek i szybko kuśtykając dotarł do kuchni. Od razu otumanił go słodki, ale bardzo przyjemny zapach. Zakręciło mu się w głowie i musiał przytrzymać się futryny - dopiero po chwili spojrzał na pomieszczenie. Melissa grzebała w szafkach, a na stole leżały, z tego, co się orientował: jajka, mąka i mleko. I to brązowe coś, co mu wczoraj dosypała do mleka. Chyba mówiła na to „kakao”. Dzieciaki dokazywały, krzycząc „naleśniki”. A Loki nie wiedział, co to. Ale był pewien, że niedługo się dowie. Oparł się o futrynę patrząc, co kobieta robi. Wbiła jajka do miski, dodała mąki, mleka i paru innych rzeczy, w tym kakao.  Potem odpaliła ogień na dziwnym pudle i postawiła na nim jakiś płaski, czarny garnek z trzymadłem. Zaczęła nalewać na niego po trochu brązowawej masy, wyciągając ładnie pachnące, cienkie placki. Dla Lokiego to była czarna magia. Dzieci za to mocowały się z otwarciem słoika z czymś czerwonym. W końcu zauważyła go blondyneczka. Wzięła słoik i podbiegła do niego.
- Otworzy pan? – zapytała, robiąc słodkie oczka. Loki stwierdził, że bez mocy zrobił się miękki i uległy. Posłusznie wziął słoik i odkręcił go z głośnym „pyk”. Emilly podziękowała i wróciła do stołu.
- Siadaj, Królewno – odparła Melissa, nawet się nie odwracając.
- To Księżniczka czy Królewna w końcu? Zdecyduj się, kobieto! – naburmuszył się czarnowłosy.
- Chyba Królewna. Prawie tak urocze, jak ty! – zaśmiała się fioletowooka, gasząc ogień na pudle.
- Gdybym nie był ciekawy jednej rzeczy i pozbawiony mocy, już byłabyś żabą! – krzyknął.
- Tak, tak. A potem byś mnie musiał pocałunkiem odczarować… wolę nie. Co cię tak ciekawi?
- To pudło, które przed chwilą zgasiłaś. Czy to magia?
      Melissa nie wiedziała czy się śmiać, czy płakać więc… zrobiła obydwie rzeczy. Wybuchnęła śmiechem, łzawiąc przy tym i zerkając na urządzenie.
- To, mój drogi jest kuchenka gazowa. Żadnej magii, sama technologia – zaśmiała się znowu. Loki zrobił głupią minę, która zeszła natychmiast, kiedy kobieta postawiła na stole spory talerz z płaskimi, okrągłymi plackami.
- Co to? – zapytał zielonooki.
- Naleśniki. Jadalne – mruknęła Melissa, podstawiając mu placek. Niepewnie wziął jedzenie i najpierw powąchał, potem spróbował. I chyba mu nawet posmakowało. Gdy pochłonął czwarty, posmarowany dżemem naleśnik uznał, że już nie da rady. Wyłożył się na krześle, dziwnie zadowolony. Był pewien, że jeśli byłby kotem, to by naprawdę głośno mruczał.

…•♥•…


      Steve Rogers z głuchym jękiem zasłonił się tarczą przed spadającą doniczką. Porcelanowy przedmiot upadł centralnie na gwiazdkę, rozwalając się na niej i rozbryzgując dookoła ziemię. Kaktusik, który w tej doniczce bytował, potoczył się pod nogi Starka. IronMan zaśmiał się tylko po swojemu.
- Ty niewychowany, głupi dzieciaku! – wydarła się staruszka w oknie, po czym w stronę Kapitana poleciały jeszcze: trzy kapcie, jeden pantofel, sztuczna szczęka i kot, który od razu czmychnął na drzewo. – Nie dość, że nie dzwoni do drzwi i rynny rozwala, to jeszcze w rajtuzach po mamie chodzi! Wstydziłbyś się! – skrzeczała staruszka. Nazywała się ona Petunia Sprout i była jednym z największych Moherów w Stanach. Tylko, że sama się za Mohera nie uważała.
      Ale jak się to w ogóle stało? Otóż Kapitan Steve Rogers jako, że nadal żył na wojnie, postanowił po wojskowemu sprawdzić czy nie ma Lokiego w domku rodziny Sprout. Na nieszczęście trafił do okna babci Petunii. A ona słynęła z tego, że nie lubiła niespodzianek. Szczególnie, jeśli te niespodzianki miały na sobie niebieskie kalesony. Tak więc, pani Petunia w swoim za dużym sweterku i wytartym, moherowym berecie, uzbrojona w za duże, różowe kapcie, laskę i sztuczną szczękę, zaczęła wyzywać Rogersa od jakich tylko można. Reszta Avengersów stała w znacznej i bezpiecznej odległości, podśmiewając się z niego.
       - Chyba muszę się umyć… - stwierdził Kapitan, gdy po pół godzinie staruszka się zmęczyła. Wyglądał gorzej niż po ataku na Manhattan. Był cały w błocie, który powstał po zmieszaniu ziemi z kwiatków i czajnika zimnej herbaty, ponadto pachniało od niego bardzo mocno pokrzywą.
- Ojoj, Kapitanie… Nie jesteś w typie tej przemiłej, starszej pani – zaczął się śmiać Stark. Rogers rzucił mu tylko wściekłe spojrzenie i już kierował się do następnego domu. Nagle za ramię złapał go doktor Banner.
- Pozwól, niech to zrobi ktoś inny… - powiedział, uśmiechając się przymilnie. Lepiej, żeby zrobił to ktoś INNY, mówił jego wzrok. Kapitan, czy to ze względu na Hulka, czy na patrzącą podobnie resztę, ustąpił. Choć bardzo niechętnie.

…•♥•…


      Melissa powiesiła ostatnią czarną koszulę na suszarkę i wróciła do salonu. Dzieci oglądały właśnie jakąś bajkę, a Loki czytał wyciągniętą od niej książkę, Mitologię Nordycką, krzywiąc się przy tym.
- Masz coś do pisania? – zapytał nagle.
- Hm?
- Coś do pisania, kobieto! – powtórzył, podenerwowany.
- Jeśli użyjesz kombinacji mojego imienia, tego co chcesz oraz słowa proszę, to może…
- Ty…!
- Czekam, Królewno. Korona ci nie spadnie. – Kobieta podparła się pod boki.
- Daj mi coś do pisania, Melissa… - zaciął się, przełykając ślinę. Po chwili jednak dokończył: - Proszę.
- A teraz to składnie powiedz. – Zaśmiała się.
- Niech cię coś… - Poderwał się. Spojrzał jej w oczy i parsknął, odwracając wzrok. – Melissa, daj mi coś do pisania… proszę. – Sam się dziwił swojej uległości wobec kobiety. Była nienaturalna.
- No! Poczekaj chwilkę. – Zaśmiała się i zniknęła w gabinecie. Po chwili wróciła z ołówkiem w ręku i podała czarnowłosemu. Złapał pisadło, ale ona nie puściła, patrząc na niego znacząco.
- Dzię…kuję – parsknął naburmuszony, wyrywając ołówek z jej dłoni. On odwrócił się obrażony, ona zaś, uśmiechnięta z satysfakcją, siadła obok dzieci i wpatrzyła się w „migające pudło”.

…•♥•…


      - Parkowa dziewięć, Melissa Darthon… - przeczytał znużony Stark. – Kolejna babcia? – zapytał jękliwie. Już się ściemniało i był zmęczony.
- Nie wiem. W każdym razie, pukamy… - westchnęła Natasza, podchodząc do drzwi.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#13 31-08-2012 16:08:09

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Ok, poprawiłem Ci tekst xDD
Moje zdanie w sumie już znasz, rozbawił mnie tekst do Starka, gdy szukała odpowiedzi xD


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#14 09-09-2012 00:15:21

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Żadnych załamek, Cherri. Ja ci specjalnie rozdziała napisałam!


Rozdział poprawiony
Rozdział trzeci
Zimne dłonie. Tak, od razu ufoludek.


     Gdy Melissa pod wieczór usłyszała pukanie, serce podskoczyło jej do gardła. Głównie dlatego, że nie była przygotowana na ten jakże irytujący dźwięk. Wstała niepewnie z fotela, prostując zdrętwiałe nogi i zastanowiła się, kto mógłby o tej godzinie pukać. Przezornie, nie zdejmując łańcucha, otworzyła. I zamarła. W progu stała niska, bo niższa od niej, rudowłosa kobieta. Melissa bezproblemowo rozpoznała w niej Czarną Wdowę, przecież głośno o niej było w wiadomościach. I nie tylko. O tych pacanach za nią też… Czy to możliwe… że szukali Lokiego?
- Czemuż zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę? – zapytała.
- Ty, patrz! Młoda i to nawet ładna! – odezwał się Stark, za co tylko zarobił w łeb od ciemnego blondyna w czarnym stroju. Koleś wyglądał, jak nowoczesna wersja Robin Hooda, i to dosłownie. To był chyba Hawkeye, jeśli dobrze pamiętała.
- Szukamy pewnej osoby… - Oho, pomyślała Melissa. – Wysoki, czarne włosy. Nazywa się Loki i jest bardzo niebezpieczny – powiedziała ruda. Chyba Natasza… Tak.
- Słuchaj, Natasza, i nie gap się tak na mnie, bo byliście w telewizji, jeśli wam uwierzę, że w Brokenwood jest bóg nordycki, to mnie wpakują w taki biały kaftanik i zamkną w pokoiku bez klamek, więc dajcie mi z łaski swojej zrobić kolację dla dzieci pracodawczyni, dobrze? – mruknęła dość niechętnie.
- Przepraszam, ale musimy sprawdzić…
- ZAMKNIJ SIĘ, PEDALE! – ryknęła dziko w stronę Kapitana Ameryki. Chyba wziął sobie jej słowa do serca, bo cały pobladł i już się nie odezwał.
- Jeśli ukrywasz mojego brata, to powiedz. Dla własnego dobra…
- Nie.
- Melissa, spokojnie. Pójdę z nimi. – Dziewczyna poczuła rękę na ramieniu i usłyszała smutny głos. Chwilę potem druga, zimna jak lód ręka, powędrowała na zapięcie łańcucha, zdejmując je. Drzwi puściły. Loki, jakimś dziwnym trafem ubrany w swoje, czyste ubrania, wyszedł krok przed dziewczynę, spuszczając wzrok. Avengersów zamurowało.
- Ale…!
- Zamknij się, kobieto.
- Ty się zamknij, Królewno! Głupi jesteś! – krzyknęła Melissa. Nie wiedziała czemu, ale w oczach zbierały jej się łzy. Loki zasyczał tylko, kiedy blondyn z młotem złapał go mocno za ramię.
- Dziękuję, Melissa. I przepraszam… - powiedział. Dziewczyna spojrzała w jego oczy. Smutne, suche oczy, nie mające już łez.
- Mel… Gdzie oni go zabierają? – zapytała Emilly, ciągnąc ją za rękaw.
- Nigdzie – zasyczała brązowowłosa.
- He? – zadał pytanie blondyn z młotkiem. Chyba Thor.
- Nie słyszałeś? Zostaw go! – wrzasnęła Melissa, gwałtownie podnosząc wzrok. Jej oczy nie były już fioletowe, a złote. Złote na czarnym białku, o czerwonej źrenicy. Emily pisnęła przerażona i podbiegła do brata. Dziewczyna charknęła, podbiegła do Thora, łapiąc go za ręce. Syk, wrzask, zapach palonego ciała. Blondyn puścił Lokiego, łapiąc się za miejsce, którego jeszcze przed chwilą dotykała Melissa. Zbroja albo odpadła, albo się stopiła, a na skórze widoczna była wypalona dłoń. Dziewczyna stanęła, patrząc zdziwiona na swoje dłonie. Były takie same, jak wcześniej… Nie licząc czarnych paznokci.
      - Co się do cholery ze mną dzieje?! – krzyknęła. W jej głosie dało się słyszeć mieszankę strachu, zdezorientowania i wściekłości. Wtedy nagle Loki wsunął swoją dłoń w jej. Przerażona odsunęła się szybko. Ale Lokiemu nic nie było.
- Nic wielkiego się nie dzieje. Jesteś wiedźmą i tyle – powiedział spokojnie.
- Jakim czym?! – wrzasnęła znów.
- Wiedźmą, kobieto!
- Rozmawialiśmy już na temat nazywania mnie po gatunku… - zasyczała groźnie dziewczyna.
- A wyjaśni mi ktoś, co się tu, kurwa, dzieje? Co ona, wróżka? – zawołał Stark, przerywając dwójce jakże pasjonującą kłótnię.
- Raczej ufoludek – stwierdził Loki z sarkazmem, dość niepasującym do tej sytuacji.
- JAKIE CO?! – ryknęli niemalże wszyscy na raz. Tylko Thor w sumie nie. Ale on skomlał, trzymając się za poparzone miejsce.
- Czy on umiera? – zapytał nagle Stark.
- Nie. Ale oberwał wiedźmim jadem. To go będzie boleć, ale nie umrze… - mruknął znów zielonooki. Nagle doskoczył do niego Hawkeye, łapiąc za koszulę.
- Co tu się dzieje?! – krzyknął. Loki syknął, gdyż naruszenie siniaków spowodowało kolejną falę bólu, jednakże po chwili uśmiechnął się sarkastycznie.
- Śmiertelników to nie dotyczy, śmiertelniku. – Zaśmiał się w stronę mężczyzny, który nie dalej, niż pięć dni temu był jego niewolnikiem. Kukiełką z wypranym mózgiem. Bartona wyprowadziło to z równowagi. Już miało dojść do rękoczynów, gdy…
- STOP! – huknął Thor, powoli wstając. – Wybacz pani, ale nie chcę mieć na pieńku z twoją rasą… - powiedział. Potulnie. Zbyt potulnie.
- Zostawcie Lokiego i zapomnijcie, że kiedykolwiek istniał!
- Nie możemy. To groźny przestępca… - podjął znów blondyn.
- A mnie się wydaje, że bezbronny, całkowicie wyczerpany chłopak, który tylko patrzy zemdleć! – syknęła Melissa. I wtedy głos wziął Banner.
      Dziewczyna nie miała zielonego, bladego ani różowego pojęcia, jak się to właściwie stało. Gwoli ścisłości, jakim cudem Avengersi wylądowali w JEJ salonie, na JEJ kanapie, pijąc JEJ herbatę. Pomijając oczywiście fakt, że to był pomysł Bannera, na który przystali wszyscy, oprócz pani domu, gdyż ta nie mogła wydusić wtedy słowa. Przynajmniej dzieci były zadowolone. Emilly świergotała coś do Czarnej Wdowy, a Daniel za nic nie chciał oddać łuku Hawkeya.
- A więc… - zaczął Stark.
- Nie zaczynamy zdania od „a więc” – poprawiła go, stojąca za fotelem, na którym siedział Loki, Melissa. Lustrowała „gości” swoim, już normalnym, fioletowym wzrokiem, o lekkich, złotych przebłyskach.
- Cóż, racja… Jakby to ująć. - Miliarder bawił się palcami. Po tym, jak Bruce zaczął gadać, wciął się Kapitan i dziewczyna uderzyła ogromnym stężeniem energii milimetry przy jego twarzy. Oczywiście, najbardziej przerażona była ona sama. – Moglibyśmy zostawić Lokiego pod twoją opieką i powiedzieć Fury’emu, że go nie znaleźliśmy, choć z drugiej strony czekałaby nas śmierć od niego... Ale lepsza niż od ciebie, zapewne. Tak, więc… zostawiam ci mój numer, ktoś co tydzień będzie przyjeżdżał i…
- Zamknij się wreszcie, blaszaku – syknęła Melissa. Sama siebie nie poznawała, tak na marginesie. – Ani mi się waż!
Thor zamarł, trzymając obandażowaną ręką pusty kubek w górze.
- Odłożyć. Zniszczysz cokolwiek, to urwę ci łeb! – zasyczała. Blondyn usłuchał i odłożył delikatnie naczynie na ławę.
- Więc…
- Wypad już z mojego domu. I dziękuję za zaufanie – szepnęła jadowicie Melissa.
- Chyba za to, że się ciebie boimy… - bąknął Steve i sekundę później oberwał pantoflem. – Tak, już idziemy! – wrzasnął i wypadł z mieszkania, nieomal wytrącając drzwi z zawiasów. Po nim wybiegł Thor i szybkim krokiem wyszedł Bruce. Stark nagryzmolił coś na kartce, którą zostawił i również wybył. Najdłużej wyjście zajęło Czarnej Wdowie i Sokolemu Oku, których najzwyczajniej dzieci puścić nie chciały.
      Melissa padła na kanapę, kuląc się. Dzieci właśnie położyła spać w pokoju gościnnym. Objęła swoje ramiona i zadrżała, wstrząsana spazmami. Załkała.
      Kurwa.
      Właśnie całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach. A wszystko przez niego. Przez Lokiego. Mógł nie atakować ziemi! Dziewczyna znów zadrżała. Miała szczerą nadzieję, że jutro się obudzi, narysuje coś, poczyta, zje, pójdzie do pracy i wróci późną nocą tylko po to, by się umyć i paść na łóżko. By błędne koło się toczyło. Ale nie! W życiu tak nie ma!
      - Przepraszam.
Zamknij się! krzyczały jej myśli.
      - Naprawdę przepraszam.
Za co?
      - To przeze mnie.
- Ależ mi odkrycie, Loki – powiedziała drżącym głosem. Stuk obcasów. Mężczyzna usiadł na kanapie, tuż obok niej, po czym delikatnie ułożył dłoń na jej aksamitnych włosach.
- Wybaczysz mi?
- Przecież nie ma czego.
- Jak to?
- Jeszcze wielu rzeczy musisz się nauczyć o ludziach.
- O, teraz już mi wierzysz?
- Teraz tak. Ale nie wierzę sobie.
      Melissa wstała i skierowała swoje kroki na górę, pozostawiając Lokiego samego w salonie. Zostawiła mu tylko kilka kwestii do przemyślenia. Kilka trudnych kwestii. Bo nagle zechciał zrozumieć śmiertelników.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 

#15 09-09-2012 00:49:05

 Cherish

Wiśniowy Książę

Skąd: Cukiernia~
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 235
WWW

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Omnomnomnom. Kocham Twoje literówki zmieniające sens słowa =w=
Ale tym razem było wyjątkowo mało błędów XD
Wiedźma... Juls czuje się z tym nieciekawie xDD Wiedźmi syn.
Omnomnomnom, ale! Powaliła Hulka xDD AŻ SZOK. Kochasz postaci, które niemal podchodzą pod MarySue, co? XD


I don't know if I am a boy
I don't know if I am a girl
I don't know how I got mad
I don't think I should get back

Offline

 

#16 17-11-2012 14:40:25

 Marqueree

Zła Wróżka Chrzestna

13862368
Skąd: Mordor, Ulica Ciemna 4
Zarejestrowany: 07-07-2012
Posty: 210

Re: Przypadki Melissy Darthon (akcja, komedia, romans, sci-fi)

Rozdział czwarty
Jak zagubione, bezbronne dziecko.


      Mrok. Co to? To czerwone światełko? To jedyne światełko. Idź do niego. Szybciej, tak. A teraz dotknij. Dotknij, zaakceptuj się i  przyjmij to cierpienie. Cierp wieczność!
      Melissa krzyknęła głucho, otwierając gwałtownie oczy. Ból, który nagle przeszył jej klatkę piersiową był niewyobrażalny. Jakby ktoś nagle zaczął rozrywać jej serce od środka, zupełnie jak... Jakby coś tam było i próbowało się wydostać. Bo było, ale należało do niej. Nie mogło. Wychyliła się przez brzeg łóżka, spadając z mebla i zakaszlała… krwią. 
- Co do…? – zacharczała, łykając metaliczny płyn. Była otępiała, nie miała pojęcia, co się dzieje. Serce dziewczyny pulsowało tępym bólem. Z trudem siadła na łóżko, wspomagając się szafką i spojrzała na zegarek wyświetlający cyfrową godzinę. Druga dziesięć… słodko. Melissa posiedziała jeszcze kilkanaście minut, aż wreszcie z trudem się podniosła. Założyła puchate, szare kapcie i przykryła brązową pidżamę szlafrokiem w kolorze obuwia, po czym powoli, przy ścianie, skierowała się w stronę miejsca przebywania osoby, która mogła ją oświecić w kwestii dziwnego napadu.
      Loki odłożył książkę, słysząc powolne i ciężkie kroki na schodach. Opatulił się szczelniej kocem i spojrzał na dziewczynę, która odpowiedziała mu tym samym. Była nienaturalnie blada, miała mocno podkrążone oczy i szła z trudem.
- Co się stało? – zapytał, podrywając się z półleżącego do pełnego siadu.
- Nagle… poczułam, jakby mi… coś od… środka rozrywało… serce – wycharczała z trudem dziewczyna, pochylając się, a z kącika jej ust wypłynęła cienka stróżka jasnoczerwonej, rzadkiej krwi.
- Siadaj, nie stój – westchnął czarnowłosy, spuszczając nogi na podłogę. Brązowowłosa z trudem dokuśtykała do sofy i siadła przy brzegu, kuląc się.
- Loki… Wiesz, co się… dzieje…? – zapytała cicho, nieomal szeptem.
- Tak. Reagujesz na magię i Wiedźmi jad. To broń, ale działa w obie strony. Na razie musisz się przyzwyczaić, to trochę zajmie. Co najmniej trochę…
- A jakieś… słowa pocieszenia?
- Od teraz będzie tylko gorzej.
- Loki…
- I jeśli dożyjesz czterdziestu lat, to się będziesz mogła uznać za długo żyjącą.
- CO?! – wrzasnęła dziewczyna. I zaraz tego pożałowała. Skuliła się bardziej, znów krztusząc czerwonym płynem. Zapiszczała – o ile to możliwe – kuląc się bardziej. Wyglądała teraz tak żałośnie i bezbronnie… Lokiemu aż zrobiło się jej na chwilę żal.
- Uspokój się. Taka, cóż, dola wiedźmy. Nieważne, czy używa magii trochę lub niewiele, tak wielka energia jest niezwykle niszczycielska. Nieraz o wiele bardziej dla nosiciela. Niszczy fizycznie, miażdży organy i wysadza żyły. Kruszy kości i wyciska szpik… To bardzo bolesny proces, a długość zależy od natężenia i siły używanej magii. Te wiedźmy, które z niej nie korzystają, dobijają nawet sześćdziesiątki. Te, które nie odkrywają w sobie daru, nawet dwustu lat. Mężczyźni-wiedźmy są rzadcy. W sensie ilości naturalnej, ale dorosłych nie ma. Dar ich zabija w ciągu roku od odkrycia.
- Czy jest… na to lekarstwo?
- Są nawet dwa.
- Serio?
- Tak – westchnął czarnowłosy, patrząc na fioletowooką. – Pierwsze, to ambrozja, dzięki której śmiertelni ukochani Asgardczyków stają się nieśmiertelni, a druga to serce smoka, które już praktycznie wyginęły. Tak więc widzisz, do żadnego nie ma dostępu.
- O co… chodzi z tym… smoczym sercem? – zapytała cicho Melissa.
- Smoka trzeba zabić, wyrwać mu serce i zjeść całe, surowe. Tylko to właściwe, a ono nie jest duże.
- Ble. Skąd wiesz?
- Widziałem jak tysiąc lat temu pracowali łowcy smoków. Wiedźmy w zamian za serca płaciły horrendalne sumy, bądź świadczyły czarodziejskie usługi. Nieraz godziły się im rodzić dzieci, częściowo obdarzone magią.
- Oj… To naprawdę musiało… im zależeć.
- Zależało. Są teraz starszyzną na Darthon, a wyglądają jak trzydziestoletnie kobiety. Niektóre starzej, niektóre młodziej.
- Ile ich jest? – Melissa przysunęła się nieco do mężczyzny, widocznie zaciekawiona. Nadal jednak się krzywiła z bólu i trzymała pod lewą piersią.
- Dziewięć. Aż tyle smoków żyło w królestwach, to rekordowo wielka liczba.
- Serio? To mało.
- Smoki są gigantyczne, mądre, agresywne, wieczne i potężne. Jeśli teraz są choćby dwa, to jest świetnie.
- A gdzie są?
- A skąd mam wiedzieć? Nawet JEŚLI są, to bez wiedzy łowców, niemożliwe do zabicia.
- Szkoda – westchnęła dziewczyna. – Nie uśmiecha mi się wizja śmierci w męczarniach.
- Ataki nie będą dwadzieścia cztery godziny na dobę, kobieto. Co jakiś czas, na jakiś czas. – Loki wstał. – Gdybym nie był wypompowany, to mógłbym załagodzić skutki.
- Skąd u ciebie taka wspaniałomyślność? – prychnęła dziewczyna, krzywiąc się.
- Znikąd. Należy brać, co dają.
- Wiesz, ty tylko proponujesz.
- Siedź już cicho!
- Boli.
- Masz za swoje.
- A może potraktuję cię tym, czym potraktowałam twojego brata?
- Niedoszłego brata – skrzywił się Loki. Melissa przekrzywiła głowę, patrząc na niego nierozumiejącym wzrokiem. – Thor to nie mój brat, kobieto. Jestem… adoptowany.
- Współczuję.
- Nie, bo żartujesz – parsknął czarnowłosy, robiąc urażoną minę.
- Nie żartuję, Królewno. Ojca nigdy nie poznałam, a matka znęcała się nade mną, odkąd pamiętam. Zareagowali w szkole na rosnącą liczbę urazów, jak miałam dziesięć lat. Chodziło takie wychudłe coś, z krótkimi, zaniedbanymi włosami i podbitym okiem oraz masą innych siniaków czy nacięć.
- Serio? Co stało się potem?
- Okazało się, że jest niezrównoważona psychicznie i siedzi do dziś w pokoju bez klamek.
- Ahaaa…
- A ty? – zapytała dziewczyna, opatulając się bardziej szlafrokiem.
- Yyyym… Muszę? – zapytał, jednak pod naporem spojrzenia Melissy westchnął tylko. – To zabrzmi jak bajka. Dawno temu na Midgard, tu, zstąpiły armie Lodowych Gigantów. Asgardczycy stanęli w obronie Midgardu i zwyciężyli z Gigantami. Ja jestem… jednym z łupów wojennych. Synem króla Gigantów, Laufeya, porzuconym przez niego. Odyn mnie wychował, ale nigdy nie czułem się jak jego syn. Zawsze byłem ten gorszy – powiedział. Z dobrze słyszalną goryczą. Drżały mu ramiona, drżał głos. Wyglądał jak bezbronne dziecko, któremu ktoś odebrał marzenia, jakby miał się rozpłakać. I właśnie w chwili, gdy jedna, samotna łza poleciała mu po policzku, księżyc wyjrzał zza chmur, przedzierając się przez okno i oświetlił centralnie jego twarz. Melissa drgnęła.
      Jeśliby ją ktoś zapytał, jak to się stało, że teraz tuli płaczącego boga kłamstwa, stwierdziłaby, że nie ma pojęcia, co by się z prawdą za wiele nie mijało. Po prostu mężczyzna spojrzał na nią, a ona odruchowo go przytuliła zapominając, że nie jest dzieckiem. Ale te kilka minut potrzebował nim być. Małym, zagubionym, płaczącym chłopcem, którego trzeba było utulić, zapominając o rozrywającym bólu w klatce piersiowej. Tak właśnie zrobiła Melissa. Utuliła go w ciszy, bez słów.

…•♥•…


      Natasza mruknęła, patrząc z uśmiechem w oczy Clinta. Łucznik zawarczał, ocierając pot.
- Nie ukryjesz tego – zaśmiała się ruda, rzucając kartę na stół. Czerwonego asa kier, dokładnie. Blondyn wrzasnął zrozpaczony.
- Wiedziałem! Wiedziałem!
- Wygrała. Drugi raz z rzędu! – zaśmiał się Stark, siedząc okrakiem na krześle, trzymając podbródek na oparciu. Siedzieli w kuchni. Natasza i Clint grali w karty, Stark im się przyglądał, Thor oglądał „migające obrazy w zaczarowanym pudle” zwanym po prostu telewizorem, a Banner majstrował przy ekspresie do kawy. Nikt nie spodziewał się tego, że do pomieszczenia zaraz wejdzie Fury.
Bo faktycznie, czarnoskóry generał wszedł do pomieszczenia. I był spokojny. Aż za spokojny. A za nim Kapitan Ameryka. Anthony Stark przełknął ślinę.
- Co to ma znaczyć?! – wydarł się nagle jednooki.
- Co ma co znaczyć? – odpowiedział równie głośno Tony.
- Wchodzicie w układy z jakąś obdarzoną nienaturalnymi mocami dziewczynką i zostawiacie pod jej dachem wroga publicznego numer jeden.
- A co? Mieliśmy ci ją dać do laboratorium, a jego na tortury? – zapytała Natasza.
- Nowa zdolność, Romanow?
- Co?
- Czytanie w myślach – Fury skrzywił się w parodii uśmiechu. Rudowłosa zbladła.
- Steve, dlaczego? – zapytał Banner.
- Jesteśmy obywatelami Nowego Jorku. To nasz obowiązek. – Blondyn wypiął dumnie pierś.
- Dobra. Z karą dla Lokiego się zgodzę… Ale wiesz, co oni zrobią dziewczynie? – zapytał Banner. I wtedy okazało się, że Fury’ego już nie było. Nie przejęli się tym.
- Grzecznie poproszą o wydanie zbiega? – zapytał Steve.
- Kapitanie Mrożonka, jesteś skończonym idiotą – wysyczał Stark i blondyn w tej samej chwili oberwał od Thora w twarz. – Oni będą na niej eksperymentować, durniu! Bo jest inna! – wrzasnął geniusz.
- O boże…
- Żadne boże. Zamykamy go w składziku i lecimy tam. Musimy być jeszcze przed nimi – powiedziała drżąca Natasza.
- Tasza, jest środek nocy! – stwierdził Clint.
- Czy któreś z nas śpi? – zapytała Czarna Wdowa, mrużąc niebezpiecznie oczy.
- No… nie. To do składzika ze szmatą w gębie? – łucznik sprawnie zmienił temat, wskazując na Kapitana. Reszta mu przytaknęła i już kilku minutach wylecieli odrzutowcem, dziękując światu, że żołnierze Tarczy dopiero byli wyciągani z łóżek.

…•♥•…


      Melissa o mało nie zachłysnęła się powietrzem, otwierając szeroko oczy. Loki syknął, czując, jak jej paznokcie wbijają mu się w plecy. Było mu tak miło w tym uścisku…
- Co się dzieje?
- Teraz nic… Ale niedługo stanie się coś złego… - powiedziała fioletowooka, odsuwając się.


Goście, strzeż się, ja cię widzę! Zjem cię, jak coś przeskrobiesz!
Mimo, że jestem Adminem, nie jestem taka sztywna, jakby niektórzy Chcieli~♫


Wolę nawet nie myśleć, jak nudny byłby ten świat bez świrów takich, jak Ja!

Offline

 
Zawartość forum jest wytworem fikcji literackiej i pod żadnym pozorem nie należy naśladować powyższych treści.

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
architektura miejska kands toro kraków